MAKSIU WYGRA Z NOWOTWOREM! TYLKO POTRZEBUJEMY POMOCY…
Nie ma takich słów, które mogłyby wyrazić ból po stracie ukochanego dziecka. Maksiu odszedł… Pozostanie na zawsze w sercach tych, którzy tak bardzo go kochają i w chwilach spędzonych razem, które nigdy nie zostaną odebrane…
Historia Maksia:
Jeszcze miesiąc temu byliśmy tymi, którzy przysłuchują się dramatom ludzkim i starają się wesprzeć… dziś sami potrzebujemy pomocy…
Dla naszej rodziny czas zupełnie zmienił bieg kilka dni przed Bożym Narodzeniem 2015. Wtedy gdy w świątecznej gorączce ludzie biegali po sklepach w poszukiwaniu prezentów, krzątali się po kuchni i przystrajali domy, my na „wstrzymanym oddechu” oczekiwaliśmy wyników biopsji wykonanej z guza żuchwy. Jeszcze przed Sylwestrem otrzymaliśmy wyniki pierwszych badań histopatologicznych, które wskazały na NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY. Nie będę pisać co wtedy czuliśmy… Nie potrafię i nie umiem tego wyrazić słowami. Ten, który przeżył podobną sytuację lub ma dzieci i kocha je bezgranicznie tak jak my, zrozumie…
Natychmiast skierowano nas do Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Tam wszystko potoczyło się ekspresowo. Ilość badań, które zostały wykonane naszemu 5-letniemu synkowi z jednej strony uspokajała, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy w dobrych rękach. Z kolei rezultaty badań coraz mocniej rozdzierały nasze serca. Przez pewien czas wyniki wskazywały dwa nowotwory w organizmie Maksia: PNET i neuroblastomę. Dziś wiemy, że to neuroblastoma, mocno rozsiana, postać o niekorzystnej histologii i rokowaniach. Maksiu ma bardzo duże guzy w jamie brzusznej, żuchwie oraz pod kością ciemieniową. Dodatkowo przerzuty znajdują się w większości układu kostnego. Lekarz powiedział, że łatwiej wymienić gdzie ich nie ma, niż odwrotnie. Zajęty jest również szpik kostny. Wszystko rozwijało się zupełnie bezobjawowo. Synek nie odczuwał żadnych dolegliwości. Dopiero ciągle powiększający się prawy policzek i wizyta u drugiego stomatologa (pierwszy nie rozpoznał niepokojących objawów) nadała bieg sprawie.
Od połowy stycznia 2016 rozpoczęliśmy bardzo agresywną chemioterapię. Później czeka nas wielostopniowe leczenie chirurgiczne z uwagi na rozmiar guzów, a w dalszej kolejności przeszczep krwiotwórczych komórek macierzystych, szpiku kostnego, radioterapia oraz kuracja przeciwciałami. Jest duże ryzyko, że wypadniemy z programu refundowanego i kosztowną kurację przeciwciałami trzeba będzie przeprowadzić za granicą.
Maksiu dotychczas dzielnie znosi badania i leczenie (pomimo ogromnego strachu przed igłami). Wie, że jest bardzo chory, ale obiecał nam że będzie cały czas walczył tak jak jego ukochane ludziki Lego Ninjago. Czeka na niego cała rodzinka, szczególnie starsza siostra z którą jest bardzo związany. Nawet ta najmłodsza, którą noszę jeszcze pod sercem, a przyjdzie do nas w czerwcu, delikatnymi kopnięciami mówi do braciszka: „Głowa do góry, uśmiechnij się i walcz!!!”.
Jeszcze wiele przed nami… Musimy się bardzo dużo nauczyć o samej chorobie jak i formie jej leczenia. Wiemy, że nasza droga do zdrowia będzie długa i trudna, ale wierzymy i gorąco się modlimy tylko o jej pozytywny finał.
Uśmiechnięta buźka naszego synka nie pozwala myśleć inaczej…
Wszystkim, którzy wspierają nas dobrym słowem, modlitwą i ofiarują pomoc finansową z głębi serca dziękujemy!
Anna i Łukasz Jachym