DOŻYĆ DO ŚWIĄT…, DO URODZIN MĘŻA…, DO… – KATARZYNA I RAK
Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo długiej walki Katarzyna odeszła. Pozostanie na zawsze w serach tych, którzy ją tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jej leczeniu. Dzięki Wam była dłużej razem z ukochaną rodziną.
Historia Katarzyny:
Zastanawiałam się cóż ja mogę napisać o sobie. Historia jakich mnóstwo. Nic wyjątkowego, nie ja pierwsza ani nie ostatnia. Czytając historie ludzi, a w szczególności dzieci można by pomyśleć, że to one mają prawo mieć większe szanse, bo jeszcze nic nie przeżyły, nie zobaczyły. Niestety, to tak nie działa.
Zachorowałam mając 29 lat. Wtedy wydawało mi się, że mój świat się zawalił. Gdybym tylko wiedziała, że czeka mnie coś gorszego, nigdy bym taką myślą nie grzeszyła.
21 lat temu dostałam pierwszy – tak mi się wtedy wydawało – wyrok. Ale wtedy nie wiedziałam, że tych wyroków będzie więcej. Wtedy słowa lekarza: „Dializy. Bez nich nie będziesz żyć” brzmiały tak strasznie. Mimo wszystko tak bardzo chciałam żyć i wyobrażałam sobie, że tak jak inni jeżdżą na wakacje, chodzą na basen czy siłownię ja chodzę na dializy. I dzięki temu sama przed sobą mogłam poudawać, że jest normalnie. Że mogę pojechać w moje ukochane góry (jak załatwię wcześniej dializy) czy nad nasze piękne morze (pod warunkiem, że też załatwię dializy).
Mogłam patrzeć jak piękne dzieci rodzą się w mojej rodzinie, mogłam iść na zakupy, do pracy… Moja praca – moja pasja. Organizowałam rajdy samochodowe, wyścigi rowerowe, organizowałam półmaratony. Dla ludzi zdrowych. Mogłam poczuć ich adrenalinę, radość z tego co robią, czerpać z ich energii. A potem pójść na dializy… Tak bardzo doceniałam to, co odebrała mi choroba.
W tamtym czasie postanowiłam powalczyć o przeszczep. Zaczęły się badania. Pierwsze z nich – USG brzucha. I wtedy to usłyszałam po raz drugi. Wyrok. „Jest coś na trzustce”. To „coś” okazało się nowotworem. Nie poddałam się. Leczyłam się i 4 lata temu wydawało się, że wygrałam. Mnie się wydawało. Bo „coś” wróciło. I jest w miejscu nieresekcyjnym…
Dzielę swoje życie na etapy. Dożyć do świąt, dożyć do wakacji, potem do kolejnej rocznicy ślubu, do urodzin męża, który w mojej walce jest dla mnie nieocenionym wsparciem. Bo tak jest, że kiedy coś mocno doskwiera ciężko myśli się pozytywnie. A kiedy dzieje się coś pozytywnego ostrożnie myślę, że może znów uda się, ten jeszcze jeden raz… Taka nieustanna huśtawka emocjonalna.
Ale muszę spróbować. I dlatego proszę, w tym tłumie potrzebujących, zauważ mnie i pozwól mi ten jeszcze jeden raz wykorzystać szansę, która los mimo wszystko mi daje…
Katarzyna