PIERWSZE BICIE MALEŃKIEGO SERDUSZKA I WALKA Z NOWOTWOREM…
Pierwsze bicie serduszka na monitorze podczas badania usg i wielka radość, która nas wtedy ogarnęła. Pamiętam dokładnie ten dzień, niby zwyczajny a dla naszej rodziny tak wyjątkowy, piękny, nasz wymarzony. Zarówno ja jak i mąż przeżywaliśmy kolejny raz piękne radosne chwile, w których planowaliśmy przyszłość naszą i dzieci. Wizyty kontrolne u lekarza ginekologa bez zastrzeżeń, ciąża przebiegała prawidłowo. Dzieciątko rosło i rozwijało się pod moim sercem. Prawdziwa fiesta i euforia na wieść iż będzie to chłopiec, wymarzony upragniony syn, wyczekiwany brat naszej wyjątkowej 4 letniej córki Anielki. Cała rodzina gratulowała i cieszyła się z cudownych wieści.
Wszystko było gotowe w domu ubranka wózeczek i inne potrzebne rzeczy, które skrupulatnie gromadziłam podczas ciąży. Tak bardzo pragnęliśmy mieć synka. Anielka ciągle mówiła wszystkim o braciszku jaki będzie, co będą razem robić jak będzie się nim opiekować. Nasz synek Staś przyszedł na świat 14 marca 2018 r. Był to jeden z piękniejszych i długo wyczekiwanych dni. Pierwsze doby w szpitalu były standardowe, szybko doszliśmy do sił po porodzie w końcu wróciliśmy do domu i spokojnie oswajaliśmy się z nowa sytuacją. Maluszek karmiony piersią pięknie przybywał, jedynie co nas niepokoiło to wzdęty brzuszek, ale tłumaczono nam że to normalne u takich noworodków, były też podejrzenia kolki. Wizyty pani położnej, również potwierdzały, że wszystko przebiega prawidłowo. Wybraliśmy się na pierwszą standardową wizytę do pediatry. Tam zaniepokoiła nas waga dziecka, która od tygodnia nie wzrastała i utrzymująca się żółtaczka.
Nie czekaliśmy i zrobiliśmy badania na własna rękę i już tego samego dnia trafiliśmy na SOR z wysokim wskaźnikiem bilirubiny. Na oddziale noworodków w Myślenicach, Staś został poddany fototerapii i zlecono inne badania. Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że nasz syn ma ogromnego guza w jamie brzusznej. To była druzgocząca informacja, nie mogliśmy uwierzyć w słowa lekarza. Natychmiast przewieziony został do Uniwersyteckiego Szpitala w Prokocimiu. Tam kolejne badania zobrazowały wielkiego guza, zajmował on 1/3 brzuszka i uciskał na narządy. Kolejne dni w szpitalu to kroplówki wenflony, kłucia, płacz i cierpienie Stasia oraz nas patrząc na cierpienie. Rozrywało nas wtedy od środka. Czekaliśmy na kolejne badania, wszystko przedłużało się, gdyż był to okres świąt.
Załamani siedzieliśmy w sali szpitalnej z naszym chorym synkiem, który miał zaledwie 2 tygodnie. Nie tak wyobrażałam sobie wspólne pierwsze święta. Rozpoczyna się najtrudniejszy czas w życiu mojej rodziny. Strach, niepewność i ból cierpiącego dzieciątka. Nie wiedziałam że tak zaczyna się czas w którym samotne nieprzespane noce w szpitalu będą tylko początkiem straszliwych chwil. W głowie kłębiące się pytania co ja tu robię? Może to jest sen? Po świętach pierwsze badania potwierdziły przypuszczenia lekarzy że Staś ma Neuroblastomę – najpopularniejszy nowotwór wieku dziecięcego.
Nasz maleńki synek podpięty pod kroplówkę zacewnikowany, z pokłutymi rączkami i nóżkami, bo cieniutkie żyłki pękały. Drżały nam ręce, gdy zaplątanego w sieć przewodów wyciągaliśmy go do karmienia czy przewijania. Dodatkowo Stasiu coraz mniej jadł, nie przybierał na wadze i niknął w oczach. To główny powód założenia mu sondy do żołądka. Guz w ciele Stasia rósł w zaskakującym tempie i liczyły się dni a nawet godziny. Na zebraniu Sztabu lekarzy onkologów hematologów i chirurgów dziecięcych podjęto decyzje o wycięciu guza, który już wtedy miał wymiary 8,5×7,5x 8cm. W dzień operacji oddawałam mojego synka na blok z bólem serca, wycieńczonego, wychudzonego i zastanawiałam się czy go jeszcze kiedyś zobaczę.
Operacja, choć trwała aż pięć godzin przebiegła bez komplikacji. Usunięto guza w całości z marginesem i węzłami chłonnymi. Na intensywnej terapii lekarze podjęli próbę odłączenia Stasia od respiratora, byliśmy załamani, gdy próby były nieudolne. Obawa i strach czy się wybrudzi i samodzielnie podejmie czynności życiowe. Wielkie nadzieje pokładaliśmy w Bogu.
Tak wiele osób modliło się za mojego synka. Wreszcie w 4 dobie nasz dzielny chłopczyk podjął samodzielne oddychanie. Badania histopatologiczne pokazały, że guz jest złośliwy i komórki rakowe maja wysoki indeks wzrostu. Dodatkowo zajęte było 5 węzłów chłonnych, które usunięto. W kolejnych tygodniach Stasiu rozpaczał 2 cykle chemioterapii, zniósł ją w miarę dobrze. Odzyskiwaliśmy nadzieje na powrót do zdrowia i zakończenie leczenia. Badanie mibg scyntygrafia pokazała nieznaczne zmiany w okolicy klatki piersiowej. Lekarze tłumaczyli, że to od akcji serca i wątroby. Byliśmy uspokojeni.
Wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze. Ostatnim badaniem na zakończenie leczenie była tomografia komputerowa, po niej zostaliśmy wypisani do domu. Wspaniałe uczucie zabrać synka do domu, w którym czekała na niego siostra. Niestety, krótko cieszyliśmy się ze wspólnego pobytu w domu. Nazajutrz otrzymaliśmy telefon, złe informacje, niekorzystne wyniki tomografu ściągnęły nas do szpitala w celu dalszych badań.. Wyniki były porażające. Pokazały masę guzowa ciągnąca się od śródpiersia wzdłuż kręgosłupa. U Stasia wykryto też kolejnego guza w jądrze 2x1cm. Informacje te ścięły nas z nóg. Zmęczeni ciężkim pobytem w szpitalu, cierpieniem naszego synka byliśmy załamani. Przecież już miało być dobrze…
Staś zachowywał się jak normalny noworodek, był wesoły, gaworzył interesował się wszystkim, co było wokoło. Jednocześnie w jego organizmie szaleje tak postępujący nowotwór. Lekarze podjęli decyzje o chemioterapii tym razem silniejszej, ażeby zwapnić zmianę guzowatą.
Konsultujemy synka w klinice w Tubingen w Niemczech, ponieważ chcemy aby tam był operowany. Czekamy na decyzje lekarzy. Tak specjalistyczne leczenie i operacja nie jest refundowane. Dodatkowymi kosztami jest również transport oraz pobyt w Niemczech, nie wyobrażamy sobie by, nie skorzystać z szansy na uratowanie naszego synka, dlatego zwróciliśmy się o pomoc ludzi dobrej woli, którzy mogliby nas wesprzeć finansowo w leczeniu naszego kochanego synka.
W szpitalu opiekujemy się Stasiem na zmianę z mężem, który też pracuje i babcią. Dodatkowo długotrwały pobyt w szpitalu wiąże się z rozłąka z nasza córeczka, która bardzo tęskni za rodzicami i braciszkiem. Nasz Staś jest najmłodszym pacjentem na oddziale i większość swojego życia spędził w szpitalu, można by powiedzieć, że szpital stał się jego domem. Skradł serca innych pacjentów, lekarzy i personelu. Jak nie pokochać tak walecznego bohatera uśmiechającego się mimo cierpienia? To on pobudza nas do dalszej walki z tym przeciwnikiem i nie poddajemy się.
Staś jest malutki, zmęczony chemioterapią, obolały, często płacze nie może zasnąć. Trudne jest balansowanie przy łóżeczku ażeby nie wyrwać kroplówek. Jeszcze trudniejsze jest, gdy widzimy jak bardzo chce żyć, jednocześnie zdając sobie sprawę, co nas jeszcze czeka. Nie wyobrażamy sobie by zakończenie było inne niż tylko pomyślne. W tym celu zwracamy się o pomoc finansową, która z pewnością pomoże dokończyć leczenie w specjalistycznym szpitalu w Tubingen w Niemczech. Z Wasza pomocą, możemy spełnić jedyne marzenie, jakie teraz mamy, by nasz ukochany synek wyzdrowiał, by wrócił do domu i by rozpocząć normalne życie. Na to z utęsknieniem czekamy my rodzice Stasia oraz siostra Anielka.
Pomóc Stasiowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “1603 pomoc dla Stasia Wincenciak”
wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Stas:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Bank Zachodni WBK
Title: „1603 Help for Stas Wincenciak”
Aby przekazać 1% podatku dla Stasia:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “1603 pomoc dla Stasia Wincenciak”
Stasiowi można też pomóc poprzez wpłatę systemem Przelewy24: