MÓJ SYN WALCZY Z GUZEM MÓZGU…
Nie ma takich słów, które wyrażą ból tego co się stało: mimo długiej walki Adrian odszedł. Pozostanie na zawsze w serach tych, którzy go tak bardzo kochają. Dziękujemy wszystkim za pomoc w jego leczeniu.
Historia Adriana:
Jestem mamą Adriana. Syn do osiemnastego roku życia był pełnym energii chłopakiem prowadzącym aktywny tryb życia. Trenował taekwondo, grał w kosza, chodził na siłownię, jeździł rowerem, aż pewnego dnia zaczął zapominać podstawowych rzeczy, dziwnie się zachowywać. Był przybity, myślałam że to depresja i o pomoc poprosiłam panią psycholog z szkoły. Po rozmowie Adriana z psychologiem szkolnym, której też się nie podobało zachowanie i luki w pamięci, postanowiłam zabrać go do szpitala na badania i tam usłyszeliśmy diagnozę która nas sparaliżowała: wodogłowie i guz mózgu. Pierwsza operacja była w Poznaniu – wstawienie zastawki. Miało być lepiej. Początkowo tak było, lecz po upływie miesiąca Adrian poczuł się źle.
Zgłosiliśmy się do szpitala i tam okazało się, że ma powikłania, czekaliśmy na izbie przyjęć dziesięć godzin, po czym lekarz odesłał nas do domu i kazał przyjechać za trzy godziny. Lekarz, który operował pierwszy raz, po obejrzeniu wyników odesłał nas do innego szpitala i oświadczył że on wyjeżdża na urlop. Szukaliśmy pomocy. Lekarz z Bydgoszczy zgodził się na operację i przewieziono nas karetką do szpitala, gdzie Adrian przeszedł operację usunięcia guza i likwidacji krwiaka. Myślałam, że już najgorsze za nami. Widzę syna i rozmawiam z nim. Był na sali pooperacyjnej, więc mogłam być z nim krótko. Rano gdy przyszłam do szpitala przeżyłam szok: Adrian miał kolejną operację bo doszło do powikłań i jest na sali intensywnej terapii. Po niespełna dwóch godzinach lekarz oznajmił mi, że idzie znowu operować Adriana, ponieważ są następne powikłania.
Po tak wielu operacjach w ciągu jednej doby Adrian był w bardzo złej kondycji, lecz siła jego walki i pozytywne nastawienie brała górę. Przebywaliśmy na sali intensywnej terapii osiem dni, po których wypisano nas do domu. Zaczęliśmy rehabilitację i małymi kroczkami staraliśmy się, aby Adrian wrócił do sprawności, lecz po upływie trzech tygodni musieliśmy podjąć leczenie radioterapią i chemioterapią, która trwała siedem tygodni. Adrian dzielnie ją znosił. Gdy Adrian był w szpitalu musieliśmy przerobić łazienkę tak, aby była bardziej funkcjonalna.
Wróciliśmy do domu po tak długim czasie leczenia i już myślałam że jesteśmy na prostej, lecz znowu trafiliśmy do kolejnego szpitala przez następne powikłania. Jesteśmy cały czas w trakcie leczenia chemioterapią i czekamy na efekty. Adi ma pozytywne nastawie i jest chętny do działania. Ma jednak niedowład lewostronny i trzeba podjąć rehabilitację, by wrócił do sprawności, lecz to kosztuje, a ja musiałam zrezygnować z pracy, aby opiekować się synem. Proszę pomóżcie.
Basia