ABY POKONAĆ GUZA MÓZGU I ŻYĆ, BO MAM DLA KOGO
Cześć, mam na imię Robert. Mam 50 lat, w czerwcu obchodziłem 50-te urodziny. Wraz z ukochaną żoną Małgosią i dwójką dzieci: Rafałem i Magdą, z których oboje jesteśmy dumni, stanowimy szczęśliwą rodzinę . Jestem człowiekiem o pogodnym usposobieniu, na mojej twarzy często gości uśmiech. Łatwo nawiązuję znajomości , wraz z żoną mamy liczne grono znajomych i przyjaciół. Lubię śpiewać i grać na gitarze, znajduję czas, żeby usiąść z przyjaciółmi przy ognisku z gitarą. Moją pasją są wędrówki po górach – jeszcze niedawno wraz z żoną i dziećmi przemierzaliśmy szlaki w okolicach Szczyrku i Szklarskiej Poręby. Prowadzę aktywny i tryb życia – lubię sport, latem wycieczki rowerowe, a zimą narty zjazdowe i biegowe..
Niestety, nasze szczęście rodzinne zakłóciła moja choroba. W 2015 roku stwierdzono u mnie chorobę nowotworową mózgu – glejaka wielopostaciowego o IV (najwyższym) stopniu złośliwości. (miałem wtedy 46 lat)
MOJA PRACA
W życiu od zawsze kieruję się życzliwością i szacunkiem dla drugiego człowieka, co zjednuje mi sympatię u ludzi, z którymi obcuję na co dzień. Nawiązując do mojej życzliwości – moi przyjaciele zwykli żartować, że do ubrania powinienem mieć przyczepioną plakietkę: ”Robert – chętnie pomogę”. Z zawodu jestem lekarzem, specjalistą Anestezjologii i Intensywnej Terapii, pracuję w Szpitalu w Staszowie.
Poza pracą w Szpitalu mam pod opieką chorych, którzy pozostają w domach z respiratorami (siedmioro pacjentów). Cieszę się ich zaufaniem i sympatią. Zarówno ja jak i cała siódemka moich podopiecznych mamy nadzieję na mój powrót do pełnego zdrowia, wiem , że pamiętają o mnie w modlitwach.
Teraz przebywam na zwolnieniu lekarskim, ale codziennie docierają do mnie różnymi drogami wyrazy sympatii i życzenia powrotu do zdrowia. Myślę, że wyświadczone dobro zazwyczaj powraca, czego doświadczam każdego dnia.
11 grudnia 2018 miałem kolejną – trzecią już operację neurochirurgiczną usunięcia guza mózgu. Mam wielką nadzieję, że nadejdzie dzień, kiedy będę mógł wrócić do pracy. Wiem, że moi koledzy z Oddziału i pacjenci również na to czekają.
POCZĄTEK CHOROBY
To był piątek 13-go lutego 2015 roku. Właśnie tego dnia w sposób dramatyczny ujawniła się moja choroba. Tego dnia rano wyszedłem jak zwykle do pracy, żeby objąć dyżur w Oddziale Intensywnej Terapii. Był to niezwykle stresujący dyżur. Kiedy opiekowałem się pacjentem, nagle sam straciłem przytomność. Na stanowisku pracy zastąpił mnie kolega, a ja, wprost od łóżka ciężko chorego człowieka, sam trafiłem na łóżko szpitalne. Okazało się, że początkowe stadium choroby nowotworowej mózgu (o której nie wiedziałem), w połączeniu ze stresem, intensywną pracą umysłową oraz zmęczeniem fizycznym przyniosły efekt w postaci obrzęku mózgu i utraty świadomości.
Moje szczęście polegało na tym, że guz o wielkości zaledwie ziarna pieprzu wywołał tak dramatyczne skutki – dzięki temu choroba została wykryta w bardzo wczesnym stadium.
MOJE ZMAGANIA Z GLEJAKIEM
Moja walka z chorobą trwa już prawie 4 lata.
1. W kwietniu 2015 roku przebyłem operację usunięcia guza płata skroniowego mózgu w Oddziale Neurochirurgii Szpitala klinicznego Lublinie. Po operacji przeszedłem radioterapię oraz chemioterapię Temodalem czyli rutynowe leczenie stosowane w Polsce w leczeniu glejaka. Niestety, bezpośrednio po zakończeniu chemioterapii, badanie rezonansem magnetycznym wykazało wznowę
2. W lutym 2016 odbyła się operacja usunięcia wznowy w obrębie płata skroniowego.
Od tamtej pory zaczęliśmy szukać leczenia poza granicami kraju.
3. Od lutego 2016 roku jestem leczony w berlińskiej prywatnej Klinice MeoClinic u profesora Sigfrida Vogla, który zajmuje się terapią eksperymentalną glejaków. Przyjmuję leki, które mają powstrzymać rozwój choroby
4. W okresie od lutego 2016 do listopada 2018 rozwój choroby był skutecznie powstrzymywany
5. Niestety w listopadzie 2018 agresja glejaka przemogła działanie leków i doszło do kolejnej, drugiej już, wznowy
6. 11-go grudnia 2018 po raz trzeci byłem operowany w Oddziale Neurochirurgii Szpitala Klinicznego w Lublinie – usunięto guza w całości.
MOJA OBECNA SYTUACJA
Dotychczasowa terapia w berlińskiej klinice była droga, ale wraz z żoną byliśmy w stanie przez prawie trzy lata pokrywać koszty leczenia z naszych oszczędności – dawaliśmy radę. Jednak w obecnej sytuacji jedyną metodą, która daje szanse na całkowite wyleczenie jest immunoterapia stosowana w Niemczech w Centrum Immunoterapii Nowotworów w Kolonii (I.O.Z.K). Koszt tylko podstawowej terapii dla mnie został skalkulowany na ponad 50 000 euro. Lekarze z Centrum Immunoterapii Nowotworów w Kolonii zaplanowali rozpoczęcie terapii na styczeń 2019. Po zakończeniu terapii podstawowej konieczne jest leczenie podtrzymujące – będzie to oznaczało wydatek kolejnych tysięcy euro.
Postanowiliśmy zwrócić się – za pośrednictwem Fundacji – o pomoc do życzliwych ludzi, których w Polsce nie brakuje. Jest to dla nas sytuacja zupełnie nowa, ponieważ dotychczas to my staliśmy po tej drugiej stronie – jako ludzie pomagający osobom szukającym pieniędzy na leczenie. Nie przypuszczałem, że znajdę się w takiej sytuacji, ale życie niesie ze sobą niespodzianki, nie zawsze przyjemne – dlatego proszę o pomoc. Moja żona Małgosia i dzieci: Magda i Rafał, dają mi siłę i motywację do walki z chorobą – mam dla kogo żyć. Mam nadzieję ocalić swoje życie.