OPERACJA MOIM RATUNKIEM
ENGLISH VERSION —> LINK
Mam na imię Monika, mam 42 lata. Przed tym, jak zaczęłam chorować, pracowałam w jednym z trójmiejskich salonów telefonii komórkowej. Moje problemy zaczęły się w 2016 roku. Od tego czasu przeszłam 4 operacje. Dwie pierwsze związane były z incydentem onkologicznym, w trakcie którego zdecydowałam się na niestandardowe leczenie cytostatykami doustnymi, które niestety nie były finansowane przez NFZ. Terapia była dość kosztowna ale przyniosła doskonałe efekty. Bardzo się cieszyłam, że jestem już zupełnie zdrowa. Wtedy myślałam, że wszystko co najgorsze jest za mną. Bardzo się jednak myliłam…
Kilka miesięcy później pojawiły się bóle kręgosłupa, które z dnia na dzień stawały się coraz silniejsze. Były na tyle mocne, że zaczęły mi przeszkadzać w podstawowych, codziennych czynnościach. Specjaliści, do których zaczęłam chodzić, mówili o konieczności poddania się operacji. Nie byłam jednak jakoś specjalnie przestraszona, gdyż każdy lekarz, z którym rozmawiałam, określał taką operację jako rutynową, oraz zapewniał, że codziennie wykonuje się ich setki. Zresztą byłam pewna, że to co najgorsze mam już za sobą . Neurochirurg jednego z gdańskich szpitali podjął decyzję, że najlepiej w moim przypadku w pierwszej kolejności należy wykonać operację odcinka szyjnego, a następnie lędźwiowego. Poddałam się więc w roku 2017 operacji usunięcia dyskopatii odcinka szyjnego C5-C6 ze stabilizacją przednią i implantem między-trzonowym. Poczułam poprawę już po wybudzeniu z narkozy. Byłam bardzo zadowolona.
Jednak na sile przybrały dolegliwości odcinka lędźwiowego, które coraz bardziej utrudniały mi funkcjonowanie. Po niecałym roku od pierwszej operacji kręgosłupa, 14 marca 2018 przeszłam operację stabilizacji kręgosłupa odcinka lędźwiowego L4-L5-S1. Ten dzień bardzo zmienił moje życie. Można powiedzieć, że mogłam się z dotychczasowym życiem pożegnać. Od samego początku miałam przeczucie, że coś poszło nie tak. Dwa dni po operacji nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam zostać spionizowana ponieważ nie byłam w stanie wstać. Dodam tylko, że operację można uznać za udaną gdy pacjent w pierwszej dobie po zabiegu zostanie spionizowany. Zaczęto podawać mi duże dawki morfiny co spowodowało że byłam w stanie wstać i zrobić kilka kroków, więc… wypisano mnie ze szpitala.
Bardzo powoli zaczęłam samodzielnie chodzić i funkcjonować. W międzyczasie pojawiły się jednak inne problemy zdrowotne, będące skutkiem uszkodzeń operacyjnych – bóle neuropatyczne i przeczulica. Mimo wielkiej woli walki i niezliczonej ilości wizyt u najlepszych neurochirurgów, słyszałam głównie jedno rozwiązanie – re operacja. Badania wykazały, że uszkodzony został korzeń nerwowy, który jest uciśnięty i wyraźnie obrzęknięty. Stabilizacja została źle dobrana do wielkości mojego kośćca. Jest za długa, za duża i źle nastawiona. Śruby wychodzą poza trzon korzenia. Stawy biodrowe nie wytrzymują przeciążenia, co jest najbardziej prawdopodobną przyczyną ciągłych i silnych dolegliwości bólowych. Także one będą wymagały operacji, jeśli nie naprawi się stabilizacji kręgosłupa odcinka lędźwiowego.
Teraz czeka mnie dużo rozleglejsza operacja, gdzie oprócz operatora w osobie neurochirurga, niezbędny będzie ortopeda. Zalecenia są takie, by skrócić stabilizację, zmienić jej kształt lub wymienić na nową. Usunięcie stabilizacji na stałe uszkodziłoby kręgosłup. Na pewno trzeba uzupełnić stabilizację o implant między-trzonowy, który pominięto podczas ostatniej operacji a jest niezbędny.
Ból odczuwany jest przez cały czas, jest silny i bardzo dokuczliwy. Porównać go można do głębokiej rany kutej. W zasadzie nie znika. Przyjmuję ogromną ilość najsilniejszych leków przeciwbólowych, które pomagają na niezbyt długi czas. Jestem pod opieką poradni bólu. Czasami tracę już nadzieję, na normalne życie…
Żaden z lekarzy, u których dotychczas się leczyłam i badałam, nie chce podjąć się wykonania takiego zabiegu. Gdański szpital, który wykonał nieudaną operację, również odmówił. Neurochirurg , który mnie operował zaproponował mi tylko blokady lub rewizję korzenia na co nie mogę się zgodzić ponieważ nie rozwiązuje to problemu tylko jest doraźnym środkiem zaradczym. Zaczęłam więc szukać innych rozwiązań i tak natrafiłam do szpitala Św. Wojciecha w Poznaniu. Jego lekarze podejmą się niezbędnej w mojej sytuacji operacji, jednak zmuszona jestem do samodzielnego sfinansowania zabiegu, na co nie mam już środków ani możliwości.
Ostatnie trzy lata, przy wsparciu rodziny, radziłam sobie jakoś z ogromnymi wydatkami głównie na prywatne wizyty jak również leki. W chwili obecnej, pomimo renty, jaką otrzymuję oraz orzeczonej niepełnosprawności, nie jestem już w stanie finansować dalszego leczenia, leków i rehabilitacji, którą będę musiała podjąć. Koszty niezbędne dla odzyskania sprawności i codziennej samodzielności przekraczają moje możliwości finansowe i wciąż chętnych pomóc mi bliskich. Z tego powodu zdecydowałam się poprosić publicznie o wsparcie.
Pomóc Monice można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Santander Bank
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “2176 pomoc dla Moniki Loll”
wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Monika:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym Kawałek Nieba
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Santander Bank
Title: „2176 Help for Monika Loll”
Aby przekazać 1% podatku dla Moniki:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “2176 pomoc dla Moniki Loll”
Monice można też pomóc poprzez wpłatę systemem Przelewy24: