TO JEST TYLKO MOJA I AŻ MOJA HISTORIA
Od dobrych kilku tygodni zastanawiam się co i jak napisać, by czytające osoby zechciały poświęcić swój czas na przeczytanie i by zechciały wesprzeć moje leczenie. Wiem jak dużo osób teraz prosi o wsparcie, często sama pomagałam potrzebującym i nigdy nie myślałam że ja kiedyś znajdę się w takim Momocie życia, że sama będę prosić o wsparcie, a uwierzcie to nie jest takie łatwe.
To może od początku:
Urodziłam się jako drugie dziecko moich rodziców w październiku 1974 roku. Do 10 roku życia było w miarę normalnie , jeśli tak można powiedzieć, mój tato miał problem alkoholowy. Moja mama starała się utrzymać tak naprawdę cały dom. Jako małe dziecko przeżyłam traumę, zostałam bardzo skrzywdzona jako mała dziewczynka i wtedy niestety oprócz mojego brata nikt nie okazał mi należytej pomocy,” …. Cicho bo to wstyd…” tylko tyle usłyszałam od taty. Wtedy też podjęłam decyzję, że zrobię wszystko by skończyć studia prawnicze by pomagać wykorzystanym dzieciom. W bracie zawsze miałam spore oparcie zawsze mogłam na niego liczyć . Niestety na 8 miesięcy przed moimi 18 urodzinami straciłam mojego ukochanego brata.
W końcu moja mama podjęła decyzję byśmy wyprowadziły się od taty ( zawsze twierdził, że ciągle mu przeszkadzamy).
Po skończeniu szkoły średniej zdawałam na studia, ale niestety nie udało się. W wieku 26 lat wyszłam za mąż, miało być tak pięknie , ale kolorowe barwy zostały znowu zasłonięte ciemniejszymi mniej wyraźnymi. W 5 miesiącu życia mojego ukochanego synka okazało się że ma problemy i potrzebna będzie rehabilitacja. Był rehabilitowany metodą Vojty do ukończenia 3,5 roku życia. W 10 miesiącu życia naszego synka mój mąż postanowił odejść. Na szczęście dzięki rewelacyjnym specjalistom i cudownej pani dr neurolog i rehabilitantce w Promyku Słońca udało nam się osiągnąć dzięki ciężkiej pracy wszystko by mój syn mógł normalnie funkcjonować i teraz jest cudnym 17 letnim chłopcem.
W trakcie tego wszystkiego podjęłam walkę o siebie i syna, praca studia zaoczne i rehabilitacja dziecka , łatwo nie było ale marzenia trzeba spełniać. I udało się, raz lepiej raz gorzej ale studia wymarzone ukończyłam, jak i studia podyplomowe.
W międzyczasie pojawił się mężczyzna w moim życiu, pełna obaw i nie ufna po jakimś czasie zdecydowałam się by spróbować jeszcze raz, przecież sama często powtarzam , że nie można mierzyć wszystkich jednakową miarką. Było cudnie, miał rewelacyjny kontakt z moim synem. Bardzo nalegał na dziecko, ale ja zwlekałam bo byłam jeszcze w trakcie studiów. Jednak w momencie kiedy okazało się, że jestem w ciąży cieszyliśmy się wszyscy. Jednak po krótkim czasie zostałam samotną mamą z dwójką dzieci.
Tuż po skończeniu studiów podyplomowych nadarzyła się okazja bym podjęła pracę w Prokuraturze Okręgowej na umowę zastępstwo na okres 3 miesięcy. Po tym czasie moja praca została doceniona i zaproponowano mi pracę , najpierw odbyłam roczny staż i po zdanym egzaminie już jako urzędnik państwowy otrzymałam stała pracę w jednej z prokuratur rejonowych. Pracowałam , brałam udział w szkoleniach organizowanych nie tylko przez samą prokuraturę czy Ministerstwo Sprawiedliwości w międzyczasie zaproponowano mi bym została wiceprezesem zarządu fundacji która działa na rzecz obecnych i byłych pracowników prokuratur oraz najbliższych członków ich rodzin.
W drugiej połowie 2013 roku pojawiły się duże problemy z moim zdrowiem, ponieważ nie potrafię zajmować się czymkolwiek na pół gwizdka zrezygnowałam z funkcji wiceprezesa i skoncentrowałam się by poprawić swój stan zdrowia, niestety nie obyło się bez pobytu w Szpitalu Klinicznym Pulmonologii, gdzie padła diagnoza , ostrej astmy oskrzelowej.
Odpowiedni szpital, następnie pobyt w szpitalu uzdrowiskowym poprawił na tyle moją kondycję zdrowotną, iż wydawało się że teraz już wszystko będzie dobrze. Pojawiały się co prawda takie ostre ataki iż, mimo regularnie przyjmowanych leków potrzebna była interwencja lekarzy. W między czasie dostałam szansę pracy w małej jednostce prokuratury w moim mieście, po 3 miesiącach zaproponowano mi stałą pracę w w/w jednostce na stanowisku kierownika sekretariatu. Propozycję przyjęłam i ja i moje dzieci bardzo się cieszyłam że nie będę traciła czasu na dojazdy. Ogrom pracy i oddanie dla tego co lubiłam i lubię robić, pracowanie ponad siły niestety spowodowało wycieńczenie organizmu na tyle, że pod koniec grudnia 2016 roku spowodowało, że mój organizm zaczynał sygnalizować chorobę i zaczynał odmawiać normalnego funkcjonowania. Otrzymałam zwolnienie lekarskie z nakazem leczenia ale mój bezpośredni przełożony poprosił bym przychodziła do pracy by jest koniec roku. Ponieważ wiem, jak to wszystko funkcjonuje i kocham swoją pracę oczywiście do pracy chodziłam , ale zaniedbałam tym samym siebie i zapomniałam że funkcjonowanie organizmu też ma swoje prawa. I kiedy nie miałam sił za bardzo siedzieć , kolejne zwolnienie już postanowiłam posłusznie przeleżeć w domu, ale z pracy po 2 dniach mojej nieobecności w pracy kierowca został po mnie wysłany by mnie przywiózł do pracy obojętnie w jakim jestem stanie, bo trzeba było zrobić statystykę miesięczną, jakoś dałam radę i po 3 godzinach po powrocie do domu spałam do wieczora. Na drugi dzień mój organizm był już tak wyczerpany , że nie miałam już siły zjeść pół kanapki bo nie miałam siły utrzymać ręki w górze, do tego doszły duszności na tyle duże że moja mama wezwała karetkę, w momencie kiedy już obsługa karetki wynosiła mnie do karetki, zadzwonił kierowca z mojej pracy, że jest już w drodze po mnie by mnie zabrać bym wykonała statystykę roczną. Tym razem nie było szans.
I tak po kilku godzinach na SOR-ze kiedy byłam na tyle stabilna zostałam przetransportowana z jednego szpitala do drugiego i tak 15 dni, potem wypis i kolejny pobyt w kolejnym szpitalu teraz już w szpitalu klinicznym gdzie szereg licznych badań wykazało kilka kolejnych nieprawidłowości. Po wyjściu z kliniki zaczął się trudny okres chodzenia od specjalisty do specjalisty w międzyczasie znowu wylądowałam na SOR-ze. Często by przyspieszyć diagnostykę decydowałam się na wizyty prywatne, do tego kolejne leki , biorąc pod uwagę, że od stycznia ciągle przebywam na zwolnieniu lekarskim, coraz gorzej i trudniej jest związać koniec z końcem. W końcu trafiłam do poradni hematologicznej i po wykonanych w niej kolejnych badaniach trafiłam na oddział Dolnośląskiego Centrum Transplantacji Komórkowych z Krajowym Bankiem Dawców Szpiku we Wrocławiu gdzie zostałam poddana leczeniu, niestety wyniki jednak nie były jednoznaczne i kiedy lekarz prowadzący zlecił mi wykonanie kolejnych badań, zajęłam się ustalaniem szpitala gdzie ewentualnie mogłabym je wykonać. Po wielu ustaleniach i telefonach ustaliłam szpital, niestety po 2 tygodniach jak moje skierowanie było już w tym szpitalu od samego dyrektora usłyszałam, że oni takich badań nie robią . I tak przy pomocy mojej znajomej mimo licznych obaw o koszty, wyniki wykonałam w Niemczech i aktualnie czekam na rachunek. Wyniki z Niemiec już przekazałam profesorowi z DCTK z KBDSz i zapadła decyzja iż muszę znowu położyć się na oddział by rozpocząć szybkie leczenie. Niestety dużo złego dzieje się u mnie w tym roku, najpierw syn w czerwcu złamał rękę, złamanie nie zostało stwierdzone, po konsultacji z innym chirurgiem musiałam prywatnie wykonać rezonans ręki które wykazało złamanie, naderwanie Łokciowego przyczepu włóknistej chrząstki trójkątnej i naciągnięcie wiązadeł, jakby tego było mało 6 sierpnia ponieważ ja z powodu fatalnego samopoczucia moje dzieci poszły same do kościoła, moja córka została potrącona na pasach, a sprawca potrącenia uciekł z miejsca wypadku, ponieważ widząc reakcję i podejście policji do całej sprawy zaczęłam nagłaśniać apel o ustalenie sprawcy wypadku w mediach społecznościowych i w mediach i tak ustalając świadków i zdobywając nagrania z monitoringów z różnych miejsc i dzięki wielu udostępnianiu mojego apelu przez wielu wspaniałych ludzi , sprawca czuł się już tak osaczony że w 5 dniu od wypadku na policję zadzwonił pełnomocnik sprawcy. Teraz moja córcia potrzebuje zdrowej mamy bym jej pomogła w rehabilitacji fizycznej i psychicznej. Mimo że jest już rok od wypadku moja córka w dalszym ciągu chodzi na zajęcia terapeutyczne.
Na początku tego roku tj.2018 usłyszałam że możliwości leczenia w Polsce wykorzystałam. Zaczęłam najpierw konsultować się w innych ośrodkach leczniczych w Polsce i niestety nikt nie miał mi nic nowego do zaproponowania w leczeniu. Więc zaczełam wysyłać moją dokumentację po różnych ośrodkach na świecie, ale często otrzymywałam wiadomość, iż jest im przykro ale nie są wstanie mi pomóc. Pierwszą nadzieją, że ktoś może podjąć się leczenia to Chipsa Hospital w Meksyku ale koszty są kolosalne bo za sam pobyt to koszt 35 tys. Dolarów więc szukałam dalej. I w końcu po przeanalizowaniu mojej dokumentacji medycznej Klinika Charite w Niemczech zaprosiła mnie na badania, które mają zadecydować czy są wstanie podjąć się mojego leczenia czy jednak nie. Koszt tych badań to 1000 EURO.
Moje obawy są tym większe, że nie wiem czy i jak nadal będzie wyglądało moje leczenie ile nakładów finansowych za sobą pociągnie, a ja już na dzień dzisiejszy mam kłopoty finansowe. Mój lekarz prowadzący nie chce mi dać zaświadczenia że leczenie zostało zakończone, bez owego zaświadczenia lekarz medycyny pracy nie może mnie dopuścić do pracy. Dlatego też po wykorzystanym zasiłku rehabilitacyjnym złożyłam wniosek o rentę, i tam lekarze orzecznicy mnie cudownie uzdrowili i stwierdzili że mogę pracować. Od 27 czerwca nie mam żadnych dochodów. Na siebie i dwójkę dzieci mam teraz 936 zł a same leki kosztują 560 zł a co drugi miesiąc to ponad 1000 zł. Teraz mój syn pokazał że jest już bardzo odpowiedzialny i zamiast odpoczywać od 1 lipca pracuje byśmy mogli jakoś egzystować. Teraz czekam kiedy mój pracodawca podejmie decyzję o zwolnieniu mnie, i w pełni taką decyzję zrozumiem. Dlatego też chociaż to nie jest takie łatwe dla mnie proszę wszystkich o pomoc i wsparcie. Wolałabym pomagać innym, i organizować pomoc dla innych potrzebujących, niestety życie postanowiło bym i ja musiała prosić. Dlatego proszę was wszystkich czytających moją historię pomóżcie mi wyzdrowieć bym mogła jeszcze mamą i cieszyć się z bycia razem z moimi dziećmi.
Mój blog: https://walkarudzi-o-zdrowie.blogspot.com/
Facebook: https://www.facebook.com/groups/161992887689130/
Pomóc Małgorzacie można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “1061 pomoc dla Małgorzaty Maksymowicz”
wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Malgorzata:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Bank Zachodni WBK
Title: „1061 Help for Malgorzata Maksymowicz”
Aby przekazać 1% podatku dla Małgorzaty:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “1061 pomoc dla Małgorzaty Maksymowicz”
Małgorzacie można też pomóc poprzez wpłatę systemem Przelewy24: