RATUNEK PRZED AMPUTACJĄ…
Walczę o nogę już od ponad 20 lat mimo wielokrotnych opinii niezależnych od siebie lekarzy o tym, że w moim przypadku utrata nogi to tylko kwestia czasu – taka opinia wcale nie nastawia mnie psychicznie dobrze do całej sytuacji jednak nie mam wyjścia i stawiam czoła problemowi. Pierwsze objawy pojawiły się w roku 1996 kiedy miałem 14 lat – wtedy pojawiły się pierwsze bóle – podczas biegania. Byłem aktywny fizycznie, biegałem ile mogłem, jeździłem rowerem, cieszyłem się życiem normalnego dziecka w moim wieku i nic nie wskazywało na to co będzie działo się później. Już w 1996 roku po pierwszych bólach podczas biegania trafiłem do lekarza. Lekarz był mocno zdziwiony wynikami badań, które zlecił mi zrobić. Okazało się, że w lewej nodze rozmiary tętnic są znacznie mniejsze niż w prawej nodze.
Pierwsze moje pytanie, które się nasunęło to „Czy można to zoperować” – lekarz zareagował dość impulsywnie i zalecił, żeby absolutnie niczego nie ruszać, bo skutki mogą być opłakane – „Po takich operacjach ludzie wracają do mnie z czarną nogą i proszą o pomoc, ale wtedy jest już za późno” – okazało się, że schorzenie nogi jest na tak dużym obszarze, że nawet nie da się tego zoperować – „Taką masz urodę i tak musisz z tym żyć”. Od kolana w dół nie ma ani jednej zdrowej tętnicy.
Ból nasilał się i pojawił się również w trakcie chodzenia, a ja szukałem rozwiązania u kolejnych lekarzy. Poznałem ich kilkunastu z Trójmiasta, skąd pochodzę, a także kilku kolejnych z innych miast. Na przestrzeni lat robiłem badania kontrolne USG Dopplera – badania jedynie potwierdzały stan tętnic, a stan nogi się nie zmieniał. Mimo iż wiadomo było już wtedy, że coś jest poważnie nie tak jak należy.
Z biegiem lat, rosłem, przybierałem na wadze a noga słabła. W końcu w 2012 roku pojawiło się coś bardzo ciężkiego – bóle spoczynkowe, które uniemożliwiały mi spokojny sen, mocne pieczenie stopy spowodowane niedokrwieniem budziło mnie dosłownie co 15-30 minut przez kilka miesięcy.
Wówczas musiałem wstać i spacerować aż ból minął. Nie pomagały leki przeciwbólowe, a opinie lekarzy nie nastrajały wcale pozytywnie „Utraci Pan nogę, to tylko kwestia czasu” lub „Na Pana miejscu dałbym sobie amputować nogę i zacząłbym żyć normalnie, jest Pan młodym człowiekiem, przed Panem całe życie” , „Jeśli zoperuje Pan nogę być może ją Pan straci, jeśli jej Pan nie zoperuje na pewno ja straci”.
Ja nie poddawałem się i szukałem rozwiązania dalej. Trafiłem do lekarza w szpitalu w Krakowie, w trakcie rozmowy telefonicznej z lekarzem uspokoiłem się „To nie te czasy, że amputuje się kończyny, teraz to się leczy, proszę się uspokoić i przyjechać do nas do szpitala” – po 2 dniowej wizycie w szpitalu lekarz przyszedł rano i powiedział „To są Pana wyniki, proszę się pakować. Nie ma o czym rozmawiać. Proszę do nas wrócić kiedy pojawią się zmiany martwicze, wtedy będziemy operować, bo i tak nie będzie nic do stracenia”
Kolejna wizyta w Warszawie – lekarz z polecenia, nie pierwszy z brzegu. Kiedy zobaczył mnie i moje wyniki kilka razy pytał „Czyje to są wyniki?” niedowierzając. Po czym dodał „Przepraszam bardzo, ale jeśli to są Pana wyniki to ja nie wiem jak to działa. Według tych wyników tej nogi dawno nie powinno być” – to było rok 2012.
W końcu w sierpniu 2013 na stopie pojawiła się rana, szybko zainfekowała się, pojawiły się zmiany martwicze, czarne. Przewklekły ból, którego nie da się opisać, który doprowadził mnie do nerwicy i totalnej beznadziei na to, że będzie lepiej. Trafiłem wówczas do szpitala na Teneryfie, zostałem podłaczony pod kroplówkę z leku Prostavasin, stan poprawił się, ale po wyjściu ze szpitala szybko nastąpił nawrót. W bardzo ciężkim stanie kiedy noga była tak spuchnięta, że ciągnąłem ją za sobą, byłem w stanie przejść nie więcej niż 10 metrów.
Wówczas trafiłem na leczenie do lekarza w Łodzi. „Dobrałem Panu leki o bardzo szerokim spektrum działania. Nie wiem czy pomogą, jeśli nie to trzeba będzie ująć kończynę. Ale powinny pomóc” Koszta zrujnowały mnie finansowo, pozbyłem się wszystkich oszczędności. Przyjmowałem 4 leki domięśniowo i doustnie – leki związane z problemami tętniczo-naczyniowymi, poza tym ogromne ilości leków przeciwbólowych. Żaden z nich nie był refundowany. Leczenie zaczęło się na początku czerwca 2014 roku a skończyło w październiku 2014. Wówczas już zaczynałem sypiać spokojnie, w końcu zaczynałem odpoczywać. To był dla mnie niewiarygodny postęp. Jednak noga była cały czas bardzo spuchnięta.
Wtedy zdecydowałem się na kolejny krok w moim leczeniu – przyjęcie leku Prostavasin, który wcześniej dostałem za darmo na Teneryfie. W Polsce jednak musiałem już zapłacić – koszt leku plus koszt kroplówki to 12,000zł. Dalej wszystko było pełnopłatne. Po przyjęciu tego leku stan ustabilizował się, ale noga – jako, że nigdy nie dorosła do prawidłowych rozmiarów – wymaga stałej opieki lekarskiej oraz przyjmowania leków, a prawdopodobnie również przyjęcia drogiego leku w przyszłości ponownie.
Lipiec, rok 2016 pojawiło się kolejne krytyczne niedokrwienie nogi. Powstało owrzodzenie stopy czyli niegojąca się rana, znowu narastający ból. Oprócz głównego problemu – niedokrwienia tętniczego – pojawiło się niedokrwienie żylne, żylaki. W trybie natychmiastowym trafiłem do szpitala MSWiA w Łodzi z wielkim znakiem zapytania. Poddałem się zabiegowi angioplastyki balonowej na oddziale chirurgii naczyniowej. Wszystko uspokoiło się, noga została dokrwiona, a rana z czasem zagoiła się. Udało się.
Lipiec, 2017 znowu coś zaczyna się dziać, wówczas moja natychmiastowa reakcja i kuracja kolejnymi lekami m.in.Vessel Due i odpoczynek bez ruchu w domu poskutkowały ustąpieniem objawów
W tej chwili nic się nie dzieje, jestem zadowolony ze stanu nogi, ale niedokrwienie stale powraca i za każdym razem jest bardzo ryzykowne i może prowadzić do amputacji nogi
Od lat moje życie kręci się wokół nogi, lekarze, szpitale, leki i z tym mi się moje życie zaczęło kojarzyć. Chciałbym się tego pozbyć i zacząć żyć jak normalny człowiek. Jednak cały czas pozostaje też problem finansowy.
Dzięki Państwa pomocy będzie mi łatwiej leczyć nogę oraz wrócić do normalnego życia.
Państwa pomoc da mi też dużo nadziei na to, że utrata nogi to wcale nie jedyne rozwiązanie dla mnie.
Będę wdzięczny za wsparcie.
Michał
Pomóc Michałowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Santander Bank
31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “487 pomoc dla Michała Wojsiat”
wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Michał:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
Santander Bank
Title: „487 Help for Michał Wojsiat”
Aby przekazać 1% podatku dla Michała:
należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “487 pomoc dla Michała Wojsiat”
Michałowi można też pomóc poprzez wpłatę systemem Przelewy24: