POMÓŻCIE MOJEJ MAMUSI WYGRAĆ ŻYCIE…
Z wielkim bólem piszemy te słowa: pani Władysława odeszła. Pozostanie na zawsze w sercach tych, którzy tak bardzo ją kochają. Bardzo dziękujemy wszystkim za pomoc w jej leczeniu.
Historia pani Władysławy:
Moi rodzice od zawsze wpajali mi, że najważniejsza jest rodzina, ale zawsze też powtarzali, że trzeba również dostrzegać innych ludzi w każdym momencie swojego życia. Mówili, że nie wolno odwracać się plecami od drugiego człowieka, bo nigdy nie wiadomo, co los szykuje dla nas następnego dnia.
Minęły lata, pozakładaliśmy swoje rodziny. Rodzice doczekali dziewięciorga wnucząt i jednej prawnuczki. Ale tak jak kiedyś rodzice nam, tak dziś ja i moje rodzeństwo wpajamy naszym dzieciom te same zasady. Żyliśmy szczęśliwi, w poczuciu wzajemnego szacunku i wsparcia. Atmosfera w naszych domach była tą, która królowała w domu naszych rodziców. Nigdy nie brakowała nam miłości, nigdy nie zabrakło czasu na to, by choć przez chwilę porozmawiać ze sobą.
Nie podziewaliśmy się, że nadejdzie czas, gdy los powie „Sprawdzam”.
Gdy w 2002 r nasz Tato zachorował, dolegliwości kładliśmy na karb ciężkiej pracy rolnika, jaką wykonywał przez całe życie. Pojawiło się nadciśnienie, potem cukrzyca, udar mózgu, który odebrał sprawność na kilku miesięcy, a na koniec niewydolność nerek i dializy. Aż w końcu w listopadzie 2013 roku choroby odebrały nam Tatę, a naszej mamie wiernego towarzysza życia. Mam poświęciła się opiece nad Tatą, pomagaliśmy jak umieliśmy, ale to ona dbała o wszystko. I nawet nam nie powiedziała, że jej samopoczucie pogarsza się. Może nie chciała nas martwić? A może nie sądziła, że to coś poważnego, może kładła dolegliwości na karb zmęczenia? Nie wiem.
Na przełomie listopada i grudnia 2015 trafiła do szpitala z powodu bardzo dużych skoków ciśnienia. W poszerzonej diagnostyce lekarze odkryli coś, czego nikt się nie spodziewał. GUZ TRZUSTKI. NIEOPERACYJNY .
Szok i niedowierzanie bardzo szybko zastąpiły strach, bezsilność i rozpacz. Mama się załamała, baliśmy się, że podda się chorobie. Internet – źródło wszelkiej informacji dał nam nadzieję. Trafiliśmy tam na wiele wpisów o tym, że nieoperacyjne nowotwory trzustki poddaje się zabiegom metodą NanoKnife. Dotarliśmy do lekarza, który zakwalifikował mamę do zabiegu. Z radości niemal oderwaliśmy się od ziemi. A potem nastąpiło brutalne zderzenie z rzeczywistością – zabieg nie jest refundowany, a jego koszt to ok. 80.000,00 zł. Wróciły bezsilność i rozpacz, bo ani ja ani moje rodzeństwo nie mamy takiej kwoty.
Nie mogłam spać w nocy, bo nie potrafiłam pogodzić się z faktem, że pieniądze jak Neron wydają wyrok kto ma żyć, a kto umrzeć w cierpieniu. Nie chciałam się podać, nie potrafiłabym spojrzeć sobie, a tym bardziej mamie w oczy.
Za kilka tygodni urodzę dziesiąte z wnucząt mojej Mamy. Może to będzie dziewczynka? Może powinnam ją nazwać Nadzieja? A nawet jeśli będzie chłopiec, to tak samo potrzebuje tego szczególnego rodzaju miłości, jaka może dziecku dać tylko babcia.Ale dostałam nadzieję od ludzi, którzy niejednej osobie pomogli pokonać rozpacz i bezsilność pomagając w pokonaniu przeszkody do zabiegu Nano Knife, którą są pieniądze. Dziś moja Mama jest podopieczną Fundacji Kawałek Nieba i mając wsparcie ludzi stojących za tą pełną nadziei nazwą proszę – pomóżcie mojej mamusi wygrać życie.